sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział I




Kolejna butelka Jacka Danielsa wylądowała w śmietniku. Nieprzytomnym spojrzeniem omiotłem pokój mając nadzieję na znalezienie jeszcze jednej. Niestety. Wypiłem już wszystko. Ciężkie westchnienie wydobyło się z czyichś ust. Obróciłem się powoli wiedząc kogo zastanę w drzwiach. Minho stał zrezygnowany na środku ciemnego pokoju wpatrując się w porozrzucane resztki jedzenia i zabrudzone szmaty ciśnięte w kąt. To nie był najlepszy moment na odwiedziny. W ogóle nie było takich momentów, więc mógłby odpuści. Dać mi żyć, jeśli można nazwać to życiem. Brunet podszedł do okna i z impetem odsłonił zasłony. Światło porannego słońca nieprzyjemnie raziło mnie w oczy.
-Ale tu chlew.- odstawił pakunek z zakupami na, zastawiony pustymi butelkami po alkoholu, stoli i zaczął zbierać z ziemi brudne ubrania i resztki jedzenia.
-Jeśli Ci się nie podoba to nie przychodź.- wstałem z kanapy i doczłapałem się do kuchni. Woda, którą wlałem sobie do gardła nie zaspokoiła pragnienia. Tylko jedna rzecz mogła je zaspokoić. Wsłuchiwałem się w krzątaninę mego przyjaciela. Był jedyną osobą, która jeszcze mnie odwiedzała. Inni dali sobie już spokój.
-Jadłeś coś?!- przewróciłem oczami. Jest gorszy niż moja matka. Chwyciłem butelkę wody i podszedłem do niego od tyłu.
-A jak myślisz?- podskoczył zlękniony i obrócił się błyskawicznie.- Dlaczego zawsze jak podchodzę do Ciebie tak blisko to sztywniejesz i nie wiesz co miałeś zrobić?- Zmrużyłem oczy zastanawiając się nad tym intensywnie. Ale bez porannej dawki wzmacniacz mój umysł był nieprzytomny.
-Może dlatego że śmierdzisz?- Chłopak szybko obszedł mnie i ruszył w stronę łazienki. Zastanowiłem się chwilę nad jego odpowiedzą. Tak, to może być to. W końcu już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz się kąpałem. Choć było to chyba przedwczoraj, albo jeszcze wcześniej…- Dzwonił do mnie twój agent. Pyta się kiedy prześlesz mu jakieś próbki nowej powieści.
-Powiedz mu…- Minho popatrzył na mnie ciekawy odpowiedzi.-… żeby się jebał. Nie mam zamiaru znów pisać żadnych chłamów.- Usiadłem ciężko na kanapie popijając wodę. Mój przyjaciel znów niknął w łazience, pewnie starał się doprać moje ubrania.- W ogóle nie wiem czemu się mną jeszcze interesuje?! Przecież już od dwóch miesięcy nie dostał wypłaty!
-Niektórzy ludzie wciąż w Ciebie wierzą.
-W takim razie są kretynami! Nawet moja rodzina przestała się mną interesować.- Z kuchni dobiegł mnie dźwięk mycia naczyń. Dotarł już tak daleko? Popatrzyłem na puste butelki na stoliku i zadrapało mnie w gardle. Jeśli się nie napiję oszaleję.- Przyszło coś do mnie?
-Sprawdź. Mieszkasz na parterze więc możesz ruszyć cztery litery i iść sprawdzić.
-Łatwiej było mi powiedzieć, że nie.- Pokiwałem głową z poirytowania. Czemu on tak wszystko komplikuje? Po raz drugi tego dnia omiotłem spojrzeniem pokój. Teraz wyglądał znacznie lepiej. Choć wciąż pozostawiał sobie dużo do życzenia. Koło mnie leżały w miarę czyste ubrania. Co mi szkodzi? Ściągnąłem z siebie koszulę i spodnie piżamy. Siedziałem teraz całkiem nago. Chwyciłem krótkie spodenki i powoli zacząłem je zakładać. I wtedy on wszedł do pokoju. Patrzył na mnie z rozdziawioną gębą.
-No co? Nie widziałem nigdzie gaci więc zaczynam od spodni.- Wzruszyłem ramionami. Minho wybiegł z pokoju. Co się z nim dzieje?! Ostatnio robi się coraz dziwniejszy. Włożyłem spodnie na dupę, potem koszulkę. Zerknąłem w rozbite lustro, którego resztki wisiały wciąż na ścianie. Włosy zdążyły mi już urosnąć prawie do łokci. Miałem podkrążone oczy i popękane usta. Dmuchnąłem w górę by pozbyć się grzywki zasłaniającą oko.- Minho?!
-Tak?- odpowiedział dopiero po chwili.
-Wiesz gdzie są moje pieniądze?!
-Nie Taeminie.
-To co ty tu w ogóle robisz? Nie ma z ciebie pożytku dzisiaj…- Wyszedł z kuchni i podał mi miskę z płatkami śniadaniowymi.- A to co? Pora karmienia przedszkolaka? Wyrosłem już z Ciennie Minnies mamo. Wolę coś mocniejszego.-Wstałem z prowizorycznego łóżka i zacząłem przeszukiwać dżinsową kurtkę. Wygrzebałem z niej wystarczający pieniędzy by kupić małą flaszkę. Cóż, musi mi starczyć. Chwyciłem kluczyki z haczyka i krzyknąłem na całe mieszkanie.- Wychodzę kupić sobie prawdziwe śniadanie! Jak będziesz wychodził to zamknij drzwi!
Poranek był słoneczny co wprawiło mnie w dołek. Bardziej wolałem deszcz. Odzwierciedlał mój stan ducha. Do sklepu miałem blisko, ale specjalnie wybrałem okrężną drogę, by powrót do domu zajął mi więcej czasu. Nie chciałem go już dzisiaj widzieć. Gula w moim gardle rosła coraz bardziej. Muszę się czegoś napić! Przyśpieszyłem kroku. Widok sklepu był zbawienny. Wkroczyłem do niego nie zamykając za sobą drzwi. Starsza kobieta, która prowadziła ten przybytek, jak zawsze popatrzyła na mnie z żalem. O tej o co znów chodzi?! Głupia, stara prukwa! Wyłożyłem na ladę pieniądz i wskazałem palcem małą butelkę czystej wódki. Podała mi ją z niechęcią. Nie czekając na paragon wyszedłem z sklepu. Na zewnątrz wpadłem na jakiegoś żula.
-Uważaj co robisz smarkaczu!- wybrał sobie kiepski moment na kłótnie.
-Zamknij ryja!- Pchnąłem go lekko i ominąłem. Złapał mnie za koszulę i obrócił. Trzask! Poczułem jak po twarzy spływa mi ciepła kropla krwi. Nos bolał mnie niemiłosiernie. Babka ze sklepu pisnęła i usłyszałem jak dzwoni na policję. Nie ma co czekać na gliny, zmywam się. Pobiegłem w stronę domu.

Otworzyłem drzwi z impetem. Wbiegłem do kuchni. W mieszkaniu nikogo już nie było, ale mało mnie to już obchodziło. Chwyciłem pierwszą lepszą szklankę z półki i nalałem do niej pół zawartości flaszki. Piłem łapczywie. Nie czułem już żadnego smaku, po prostu potrzebowałem procentów w organizmie. Chwyciłem flaszkę i wmaszerowałem do salonu. Znów uzupełniłem szkło. Tym razem nalałem mniej. Przecież musi mi to starczyć do jutra. Znów wypiłem całość nie zdając sobie sprawy, że to już koniec. Wzdychnąłem. Tego było mi trzeba. Podniosłem głowę i natrafiłem na swoje marne odbicie lustrzane. Twarz miałem ubrudzoną brudną krwią. Kropla wódki spływała mi z kącika ust. Zebrałem ją językiem i poczułem smak krwi, zmieszanej z ziemią. Ale skąd ta ziemia? Nie mogłem sobie nic przypomnieć. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałem był ból nosa. Potem już za bardzo skupiłem się na pragnieniu. Zsunąłem się z kanapy. Poczułem jak oczy robią mi się wilgotne. Wybuchłem płaczem.
-CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO LEE TAEMINIE?!- otarłem łzy, ale one wciąż przybywały. Dopiero teraz dostrzegłem ogrom sytuacji. Dlaczego to się tak skończyło?! Na Stoliku leżała kartka od Minho. Wziąłem ją delikatnie w ręce, jakby była czymś najkruchszym na świecie. „Taeminie w lodówce masz kanapki. Przyjdę jutro z wypranymi ubraniami. P.S. Umyj się ;).”. Coraz więcej łez spływało po mych Polikach spłukując krew.
-Minho!- Tyle dla mnie robi, a ja jak mu się odwdzięczam?! Zerwałem się miejsca i zacząłem przeszukiwać cały dom w poszukiwaniu telefony. Kiedy w końcu go znalazłem wybrałem numer mego przyjaciela. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Tak Tae?- był szczęśliwy, że zadzwoniłem. Po tym co mu powiedziałem!!! On wciąż cieszył się kiedy do niego dzwoniłem!!! Wybuchnąłem szlochem. Usłyszałem pisk opon w telefonie.-TAEMIN?! CO SIĘ DZIEJE?! WSZYSTKO DOBRZE?!
-MINHO JA NIE CHCĘ TAKI BYĆ!!!- Upadłem na kolana wciąż płacząc. On też zaczął płakać. Czułem to, kiedy mówił głos mu się łamał.
-Nie martw się, zaopiekuję się Tobą i nigdy więcej nie będziesz musiał taki być.
Zjawił się piętnaście minut po moim telefonie. Leżałem w pozycji embrionalnej lekko się kołysząc. Wpadł do mieszkania i od razy mnie podniósł. Wtuliłem się w niego i zamknąłem oczy. Tylko on był w stanie mnie ocalić. Zaczął głaskać mnie po głowie coraz mocniej przytulając do siebie. Dopiero po około pięciu minutach lekko mnie odczepił od swego torsu. Kiedy zobaczył moją twarz zamarł z przerażenia.
-Taemin, czy to jest krew?- pokiwałem głową jak mały chłopczyk.- Twoja?- znów potwierdzające kiwnięcie.- Biłeś się?
-To pojęcie względne…- Popatrzył na mnie nie wiedząc co powiedzieć. W końcu jakby po długiej walce wewnątrz odważył się spytać.
-Tae, zamieszkasz ze mną?- oniemiałem. Ten pomysł nie był jednak taki głupi. Nie chciałem już być pijakiem, a mieszkając samemu, mogłem do picia wrócić.
-Tak, jeśli chcesz.- Uśmiechnął się i znów mnie do siebie przygarnął. Czułem się dziwnie… ale było mi przyjemnie.
Otworzył mi drzwi i poprowadził kamienną ścieżką do drzwi małego domku. Nie pamiętałem tego miejsca. W ostatnim czasie jednak rzadko coś pamiętałem.
-Kiedy się tu wprowadziłeś?- zamyślił się otwierając mi drzwi
-W sierpniu będzie rok.- Pokiwałem głową. W takim razie nie jest ze mną tak źle, ostatni raz odwiedzałem go półtora roku temu, kiedy przeczytałem pierwszą złą recenzję mojej nieszczęsnej książki. Złą, to mało powiedziane. Miałem już wejść do środka kiedy zagrodził mi wejść ręką.
-Już zmieniłeś zdanie?- posłałem mu wymuszony uśmieszek. Tak naprawdę lekko się przestraszyłem, że jednak mógł to zrobić.
-Nie. Tylko… nie mieszkam sam.- Skrzywiłem lekko brwi.
-Nie mówiłeś że masz psa.- Ktoś zaśmiał się wewnątrz domu. Stanął naprzeciw mnie wysoki, przystojny blondyn.
-Nie jestem psem, ale jeśli sobie tego zażyczy…- Obcy mężczyzna objął Minho w tali. Ten wyglądał jak dojrzały pomidor, cały czerwony z zawstydzenia. Zacisnąłem pięści.
-Pomożesz Taeminowi?- Minho popatrzył znacząco na moją walizkę.
-Dla Ciebie wszystko.-Pocałował go! Myślałem że para uszami mi wylatuje. Mój przyjaciel lekko odepchnął swego… chłopaka. Ten puścił do niego oczko, jakby bezgłośnie mówiąc iż dokończą w nocy. Zbierało mi się na wymioty. Nieznajomy odebrał moją walizkę. Minho nie wiedząc co ma mi powiedzieć po prostu ruszył za swym partnerem. Stałem chwilę drzwiach chcąc przyswoić do końca wszystkie informacje.
-Chyba wolałbym jednak psa.          

Prolog




Patrzyłem jak się zatraca. Alkohol odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia. On oczywiście nie wiedział w tym nic niepokojącego. Był dla mnie ważny, przyjaźniliśmy się przecież całe lata! A teraz po tylu okropnych słowach wypowiadanych przez zaciętych krytyków, popadł w ten okropny świat zapominając o swym człowieczeństwie. A ja musiałem być przy nim i cierpieć widząc jak stacza się coraz bardziej. Ale wierzyłem w niego… jak zawsze. Istniała jeszcze nadzieja. I nawet jeśli wszyscy, którzy stracili tą wiarę, uważali mnie za idiotę, to nic… Nie zostawię go. Nie mogę..,  za bardzo go kocham.
Tak Minho, na pewno jesteś idiotą.

piątek, 29 marca 2013

ONE-SHOT, "The End of story" (Nezumi x Shion)


The end of Story


Ten One-shot, to na razie jedyna rzecz jaką opublikowałam i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Miłej lektury.
Ps. Mile widziane konstruktywne komentarze.^^



Czekałem na spotkanie z nim tak długi czas…
Nie wiem co, ale wciąż coś nas do siebie przyciągało. Tęskniłem za jego białymi włosami i uśmiechem, który gościł na jego twarzy. Teraz nadarzyła się okazja, by znów go dotknąć. Ale czy to będzie uczciwe? Jeśli  się z nim zobaczę, tylko przypomnę mu o naszej specyficznej więzi. Będzie chciał ze mną zostać. A ja nie mogę być ciągle z nim… Nie ważne jak bardzo bym chciał.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę piekarni. Nadal usiłował włożyć drewnianą deskę na półkę. Westchnąłem z politowaniem.
-Może zamiast tak wzdychać po prostu byś mu pomógł?- obróciłem się gwałtownie. Psiara stała w cieniu, a za nią cztery psy.- Nic się nie zmieniłeś Nezumi. Zawsze gdy o nim myślisz jesteś mniej czujny.- Posłałem jej pobłażliwy uśmieszek.
-A ty jak zwykle w otoczeniu śmierdzących kundli. Na pewno jedną rzeczą, która Cię z nimi łączy jest odór.
-Zamknij się!- Wyskoczyła z rogu uliczki i stanęła trzy kroki przede mną. Jej psy jak zwykle stanęły zjeżone za nią.- Co ty możesz wiedzieć?!
-Tego nie trzeba wiedzieć… wystarczy pociągnąć nosem.- Próbowała mnie uderzyć, jednak byłem szybszy. Odskoczyłem a Psiara się zachwiała trafiając w nicość. Oddech jej przyśpieszył.
-Nie warto marnować na Ciebie czasu. Już wolę poświęcić go dla Shiona.- wyminęła mnie i skierowała się w stronę drzwi. W mgnieniu oka zagrodziłem jej drogę.
-Po co chcesz się z nim widzieć?- Popatrzyła na mnie krzywo
-Nie twój interes Szczurze. Ale jeśli naprawdę musisz wiedzieć, to ja przynajmniej go odwiedzam. W przeciwieństwie do innych.- Jej brwi jeszcze bardziej się zakrzywiły, a psy zaczęły cicho warczeć.
-Kto powiedział, że nie przyszedłem go odwiedzić?- Zdziwienie zagościło na jej twarzy, a ja pożałowałem, że to powiedziałem.
-Skoro tak, to choć ze mną.- Uśmiechnęła się.
-Wolę odwiedzić go w pojedynkę.- Wzruszyła ramionami i wkroczyła w poświatę światła ulicznej latarni. Kundle ruszyły za nią bacznie mnie obserwując. Wskoczyłem na balkon pobliskiego budynku i przyglądałem się jak wchodzi do piekarni. Shion od razu porzucił wykonywaną czynność i z uśmiechem na twarzy powitał gościa. Serce zabiło mi szybciej. Widok jego uśmiechniętej twarzy był wart dla mnie więcej niż zniszczenie NO.6.
Jedyną rzeczą jaką zapragnąłem w tej chwili zrobić, było błyskawiczne wkroczenie do sklepu i porwanie chłopaka, tak by mieć go tylko dla siebie. Kiedy zobaczyłem jak wita się z Psiarą zacisnąłem pięści z zazdrości iż sam nie mogę tego zrobić. Ale jak długo uda mi się powstrzymywać?

*

-Dziękuję, że mnie odwiedziłaś.- Dziewczyna w towarzystwie czterech psów wyszła na ulicę i pomachała mi na pożegnanie.
-Nie ma za co! Niedługo znów wpadnę na drożdżówkę!
-Będę czekał!- patrzyłem na pięć oddalających się sylwetek. Zostałem sam na ulicy. Hamlet usiadł na moim ramieniu i radośnie zapiszczał. Rozpromieniłem się mimowolnie. –To zostaliśmy sami. Masz może ochotę na kawałek gołdy przed snem?- Zapiszczał radośnie. Odwróciłem się z powrotem do drzwi kiedy znieruchomiał i wpatrzył się w balkon budynku naprzeciwko.- Co się stało Hamlet?- Powędrowałem za jego spojrzeniem, jednak nie zauważyłem nic poza krzesłem i stołem. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do ciepłej piekarni.
Kiedy zgasiłem już wszystkie światła w sklepie, nieśpiesznym krokiem ruszyłem w stronę łazienki, by wziąć prysznic. Byłem zmęczony. Jak mama może robić to codziennie bez najmniejszego wysiłku? Zacząłem rozmyślać o tym pod źródłem ciepłej wody. Te tygodniowe wakacje z pewnością jej pomogą. Już jutro wróci, a ja będę mógł powrócić do swoich starych obowiązków. Zakręciłem wodę i przebrawszy się w krótkie spodenki wkroczyłem do swojego pokoju. Okno było zamknięte. Podszedłem do niego i otworzyłem je. Powróciły wspomnienia. Z ręki kapała mu krew, był cały przemoczony, a ja mu pomogłem. Spojrzałem na bezchmurne niebo.
-Nezumi, gdzie jesteś?
-Tutaj.- Odwróciłem się gwałtownie. Stał w ciemnym kącie pokoju i wpatrywał się w moją osobę. Przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Tak długo marzyłem o tej chwili. Chciałem znów zobaczyć jego twarz. A teraz stał przede mną, w moim pokoju i patrzył na moje półnagie ciało. PÓŁNAGIE?! Chwyciłem w pośpiechu koc leżący na łóżku i zakryłem nim tors. Z początku patrzył na mnie zdziwiony, a potem zrobił coś co było całkowicie w jego stylu.
-HAHAHA!!!- zaczerwieniłem się jeszcze bardziej.
-Trzeba było uprzedzić, że przyjdziesz!
-To już się nie cieszysz, że mnie widzisz?- Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-A kto powiedział, że się cieszyłem?!- Na powrót stał się poważny.
-Skoro nie cieszysz się na mój widok to chyba już pójdę.- Ruszył w stronę okna. Chwyciłem jego rękę. Z zawrotną prędkością przyszpilił mnie do podłogi. Kiedy jednak zobaczył, że to wciąż ja, odsunął swą rękę od mojej szyi.
-Wybacz, stary nawyk.
-Uh… nic się nie stało.
-To co mam zostać, cz iść?
-ZOSTAĆ!!!- odpowiedz była natychmiastowa. Uśmiechnął się delikatnie. Wciąż na mnie leżał, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moim ustach.
-Nezumi.- wyszeptałem jego imię. Poczułem jak przeszedł go dreszcz. Kiedy ponownie na siebie spojrzeliśmy zobaczyłem w jego oczach coś innego. Jakby… pożądanie?- Nezumi.- ponowne wypowiedzenie jego imienia wywołało tą samą reakcję. Przyciągnąłem go delikatnie do siebie i pocałowałem. To był zupełnie inny pocałunek. Pełen uczucia, o które sam siebie do końca nie posądzałem. Przycisnął mnie swoim ciałem mocniej do podłogi i nie przerywając pocałunku odrzucił koc z mojej klatki piersiowej. Położył ręce na moim nagim torsie i zaczął go delinie głaskać.
Nagle odskoczył odemnie jak oparzony. Wstałem razem z nim, nie wiedząc co zrobiłem źle. Szczur usiadł na skraju mojego łóżka i dusząc ciężko zacisnął pięści o brzeg materaca.
-Przestań.- wydyszał. Mój oddech był równie niespokojny.
-Co zrobiłem źle?- Podniósł powoli głowę. W jego oczach ujrzałem łzy i rozpacz.- Nezumi?
-Przestań!- Krzyknął i zakrył swoją twarz dłońmi. Podszedłem do niego ostrożnie. Odczekałem chwilę i delikatnie położyłem mu rękę na rozdygotanym ramieniu. – Proszę przestań.- Słowa wypowiedział tak cicho, iż ledwo je dosłyszałem.
-Dlaczego?
-Nie mogę… Nie będę mógł…
-Czego?- znów popatrzył na mnie.
-Jeśli to zrobimy, nie będę mógł o Tobie zapomnieć. A nie możemy być razem. Więc przestań.- Te słowa zabolały mnie bardziej niż powinny.
-Dlaczego nie możemy być razem?
-Jesteśmy różni. I światy, które nas otaczają są inne.
-Przecież zniszczyliśmy mur!
-To niczego nie zmienia.- Zrezygnowany opuścił głowę. Ale ja nie miałem zamiaru się poddać, nie jeśli chodziło o Nezumiego. Przysiadłem obok niego i delikatnie podniosłem jego podbródek.
-Zmienia wszystko. Nie obchodzi mnie jak bardzo jesteśmy od siebie różni. Jesteś mój Szczurze, a ja należę do Ciebie i nic tego nie zmieni.-Uśmiechnąłem się i zbliżyłem swoją twarz do jego,a pocałunki którymi zaczęliśmy się obdarowywać, były spełnieniem wszystkich moim skrytych pragnień.

*

Dyszałem ciężko. Nezumi, który wciąż leżał na moim plecach również miał niespokojny oddech. Byliśmy cali spoceni. Pocałował moją szyję.
-To był twój pierwszy raz prawda?- pytanie zbiło mnie z pantałyku.
-No, bo… Tak. I jestem szczęśliwy, że był z Tobą.- Mimo iż nie widziałem jego twarzy, podejrzewałem że się uśmiechnął.- Szczurze?
-Hmm?- Nie przerywał całować moich pleców.
-Zostaniesz ze mną prawda?- Znieruchomiał. Dopiero po chwili obrócił mnie pod sobą i spojrzał w moje, pełnie nadziei oczy.
-Tak. Już zawsze będziemy razem Shion.-Po tych słowach wszystko wydało się prostsze. Ta noc, która jeszcze nie dobiegła końca, miała być najlepszą w moim życiu, ale nie jedyną spędzoną z Nezumim. Z tą świadomością, zasnąłem wtulony w tors mężczyzny, którego kochałem.
*
-SHION?!- Zerwałem się z łóżka. Mama była na dole, a ja byłem… sam. Poczułem jak po moim policzku spływa łza. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było w nich żadnych śladów Nezumiego.
-SHION?!
-Jestem w swoim pokoju!!!
-ZEJDŹ ZARAZ NA DÓŁ! PRZYWIOZŁAM COŚ DLA CIEBIE!!!
-Dobrze mamo!!!- otarłem łzy i omiotłem spojrzeniem łóżko, w którym jeszcze niedawno leżał On. Dopiero teraz dostrzegłem liścik. Rzuciłem się w jego stronę jak szalony.

Shion
przepraszam, że Cię zostawiłem,
 ale zostało jeszcze parę spraw,
 które muszę rozwiązać.
Nie martw się o mnie, wrócę, 
jak zawsze. Już wkrótce. 
P.S. Nago wyglądasz strasznie seksownie ;*

-Shion? Dlaczego się tak zaczerwieniłeś?- Spojrzałem skrępowany na matkę. Gdyby wiedziała, co się tu działo w nocy.
-To przez moją seksowność.- Uśmiechnąłem się do niej promiennie. Wiedziałem, że niedługo znów spotkam się z Nezumim. Mama popatrzyła na mnie trochę zdezorientowana.
-Nieważne. Zejdź na dół, bo zrobiłam śniadanie.
-Dobrze.- gdy odeszła jeszcze raz popatrzyłem na liścik. Westchnąłem i padłem na łóżko. Jakże wielki było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem na pościeli plamę. A pod nią przyczepioną karteczkę. „Następnym razem trzeba zrobić coś, żebyś nie wylał się na łóżko”. Czerwony jak burak uśmiechnąłem się od ucha do ucha, myśląc nad możliwościami „następnego razu”.